niedziela, 21 sierpnia 2016

zwiększenie odporności u dzieci, czas start!


Choroby u dzieci to stan zarówno normalny, jak i stresujący.
Temat, o którym z ulgą zapominamy w lecie. Jaki rodzic tego nie zna, te przekładane spotkania ze znajomymi, którzy też mają dzieci przez kolejne tygodnie, bo co chwilę któreś jest chore. Te gluty i gorączki, wsłuchiwanie się w nocny kaszel - oby-nie-oskrzela, ten alarm w głowie na każde "mamo boli mnie ucho", na każda nadprogramową drzemkę, większą bladość i na każda podejrzaną krostkę czy rzadszą kupkę.


Jak to miło w lecie trochę od tego odpocząć.

Ale dobrze jest nie odpuszczać w walce o zwiększenie odporności. To właśnie teraz jest moment budowania "odpornościowej bazy" u dzieciaków. To, co jedzą i co robią teraz w dużej mierze będzie decydować o jesieni i zimie.


Latem odporność wzmacnia się mimochodem

U nas pewne rzeczy dzieją się naturalnie zupełnie, bo tak jest nam wygodnie, tak jest dla nas normalnie. Ale te niektóre naturalne zachowania promuję bardzo świadomie, bo wiem, że małe organizmy świetnie się wtedy wzmacniają.



Wzmacnianie odporności przez hartowanie

Przede wszystkim, nasze dzieci całe lato spędzają na bosaka. Jak tylko się da i ogólnie jest w miarę ciepło, moje maluchy zdejmują buty. Nawet gdy trawa / piasek nie najcieplejsze. Pewnie wszyscy (przynajmniej ci czytający o najlepszych butach dla dziecka) wiedzą, że chodzenie na bosaka po naturalnych terenach (bo już posadzki, terakoty i inne już takie super nie są), to najlepsze co może się przydarzyć stopie - bo masaż i akupresura, wspomaganie prawidłowej postawy. No i, takie bieganie na bosaka po chłodnej trawie czy piasku to świetna metoda hartowania. Oczywiście nie przesadzamy, gdy dziecku jest zimno, ubieramy się, zakładamy skarpety, buty itd. Ale jednocześnie mam świadomość, że gdy mają chłodne stópki, ale biegają i skaczą i mają ciepły kark, to nie jest to droga do przeziębienia.
I tylko chcę uczulić, jeśli ktoś chce spróbować, żeby nie rzucać się na głęboką wodę. Jeśli dziecko nie jest przyzwyczajone do chodzenia boso, niech przyzwyczaja się stopniowo, zwłaszcza jeśli chcemy dać mu pohasać po zimnej rosie np. Najpierw proponuję najnaturalniejsze letnie bieganie na bosaka, a potem wprowadzanie tych, powiedzmy, mniej oczywistych sytuacji (choć wciąż w lecie bardzo naturalnych ) typu właśnie chłodna rosa poranna lub wieczorna, zimne morze, czy strumyk, nieogrzany piasek

Wzmacnianie odporności a suplementy

Nie wierzę w syntetyczne witaminki w słodkich żelkach i syropkach. Może wyjdę na oszołoma i ekofreaka, ale myślę, że te sztucznie pozyskane witaminki, oderwane od ich naturalnego środowiska występowania, za to wzbogacone cukrem, po prostu niewiele dają. Zdecydowanie, gdy mogę "suplementuję nas" naturalnie. To teraz jest czas nasycenia się dobrociami. Korzystamy do przesytu ze wszystkich cudowności matki ziemi. Na potęgę jemy maliny, jeżyny, porzeczki, śliwki, jagody i borówki. Zażeramy się pomidorami, papryką, cukinią, fasolką i bobem. Warzywa i owoce teraz to bomba witalności, witaminy i składniki odżywcze podane w najlepszy możliwy sposób, świeży i naturalny.
Teraz też warto (jeśli ktoś lubi i ma czas) pomyśleć o sposobach zachowania tych wspaniałości na zimę. Mrożenie, konfitury, dżemy i soki. I kiszonki, czyli kolejna rewelacja - fantastyczne źródło witaminy C i dobrych bakterii zbawiennych dla jelit (gdzie podobno mieszka nasza odporność). 

Jeśli chodzi o witaminę C, to ma ona wpływ nie tylko na odporność, ale także na wzmocnienie kości, gojenie się ran, ogólną energię i samopoczucie. Jest ona silnym przeciwutleniaczem, polepsza wchłanianie żelaza, dobrze wpływa na pamięć i serce. Warto właśnie w lecie zajadać ją w najlepiej przyswajalnej, naturalnej i najpyszniejszej formie – dużo witaminy C zawierają czarne porzeczki, truskawki i jagody, papryka, szpinak, czy natka pietruszki. Zapraszam do tego artykułu, który mówi tej witaminie więcej – jej wspaniałych właściwościach, ale też o mitach, które narosły wokół niej.



Łapiemy słońce. Łowimy witaminę D, ile wlezie. Oczywiście nie kładę dzieci plackiem w południe na pełnym słońcu, nie chcemy przy okazji oparzeń i raka, ale na poranne lub popołudniowe promienie często wystawiamy się bez filtrów. Tylko w lecie nasze organizmy są w stanie wytworzyć odpowiednią ilość tej cennej witaminy, więc korzystamy.

Odporność dzięki świeżemu powietrzu

I nawet jeśli słońca nie ma, maksymalnie dużo czasu spędzamy na świeżym powietrzu, w ruchu. Trochę deszczu nigdy nikomu nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie - właśnie teraz dobrze jest czasem w deszczu sobie pobiegać. I to świeże powietrze to nie tylko ładne powiedzonko. My mamy to szczęście, że mieszkamy w czystym zakątku Polski.
Ale, jeśli pochodzicie z bardziej uprzemysłowionej części kraju, to teraz jest fajny moment na zmianę klimatu i pooddychanie innym powietrzem, - bardzo dobrze robi taka odmiana, a jeśli nie mamy możliwości odbycia dalszej podróży nad morze czy w góry, dużo dają nawet krótkie wypady za miasto, do lasu - po cudowne świerkowe i sosnowe olejki eteryczne, działające wspaniale na drogi oddechowe.


Nie przesadzam z wychładzaczami. Owszem, jemy lody, ale nie robię z nich codziennego rytuału. Jemy dużo sałatek, jogurtów i chłodników, ale staram się tez pamiętać o zupkach, normalnym, ciepłym obiedzie, śniadania w dalszym ciągu przeważnie na ciepło. Lato w Polsce jest dość krótkie, nie warto aż tak intensywnie się ochładzać.

Teraz tylko tyle. I aż tyle. Najprościej i najskuteczniej jak się da. Przy żadnym wysiłku właściwie - raczej pewnej świadomości, dajemy dzieciakom fajną bazę i podstawy do budowania solidnej odporności.


I jeszcze jedno - nie jest powiedziane, że wzmocnione dzieci nie będą w ogóle chorować. Wirusy i bakterie atakują, zwłaszcza w przedszkolach czy żłobkach. Ale kluczowe jest tutaj to, jak mały organizm sobie z takimi atakami radzi. A wzmocniony, radzi sobie naprawdę dobrze. Moje dzieci w ubiegłym roku, były osłabione jesienną ospą wietrzną, i infekcje łapały dość często, ale wszystkie kończyły się na kilku (czasem kilkunasto) dniowym pobycie w domu, z gorączką, katarem i kaszlem, udało się uniknąć zapaleń wszelkich, powikłań, antybiotyków i sterydów. Małe organizmy same radziły sobie z chorobą, dzięki czemu, za każdym razem się wzmacniały.

*wpis powstał we współpracy z portalem natu.care

21 komentarzy:

  1. No i brawo!:)
    I ja mam podobne podejście, co prawda na bosaka możemy tylko na urlopie, ale to zawsze coś. Filtr przeciwsłoneczny tylko na plaży, więc w tym roku będąc na wakacjach na wsi nawet go nie kupowałam. Dzieci same w największy upał chroniły się w cieniu. Witaminy z reklam nigdy nie były w naszym domu, bo otwarcie mówię dzieciom, że to trucizna.
    Ja jeszcze dodam, że na wiosnę szybko rezygnuję z czapek i zakładam je najpóźniej, jak się da. Często to pani z przedszkola prosi, bo "wszystkie dzieci już dawano noszą..." 😊
    Rajstopy pod spodniami tylko na sanki, kiedy zamierzamy długo być na zimnie. Ze zgrozą patrzyłam, jak w przedszkolnej szatni inni rodzice codziennie odmumuiali swoje dzieci z narciarskich kombinezonów i rajtuz, mimo że zimy nie było a wszystkie dzieci były przywożone autami i szły lub raczej był niesione na rękach 30 metrów. Warto o tym pomyśleć i kiedy już robi się chłodniej, to dać się ciału przyzwyczaić do chłodu i nie zakładać od razu kurtek i czapek.
    My jeszcze śpimy przy otwartych oknach.
    Jeśli już dzieci są chore, to lekarz i leki to ostateczność, nawet panadol, wychodzę z założenia, że to gorączka leczy więc głupotą jest ją natychmiast zbijać.
    Pozdrawiam i życzę zdrowia - nie tylko dzieciom. 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:)
      Też nie zbijamy od razu gorączki, i też przy otwartych oknach raczej śpimy.
      Co do czapek - ja aż taką przeciwniczką nie jestem, przy zimnym listopadowym wietrze jednak zakładam - i sobie i dzieciom, sama potwornie nie lubię uczucia zmarzniętej głowy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Z tymi czapkami to jest w Polsce czysty obłęd. Pamiętam jak przyjechała do Warszawy babka poprowadzić szkolenie z metod Montessori i prosiła, aby polskie dzieci uwolnić od czapek, które noszą w różnych wersjach przez praktycznie cały rok :)))

      Usuń
  2. i calkiem slusznie, dobrze wiedziec, ze nie tylko jastem matka nie chuchajaca na dzieci....
    w letnim deszczu na bosaka brykam razem z nimi po trawniku
    nie daje suplementow, kremow z filtrem sama nie uzywam )-- jakos tak wymyslilam, ze najpierw blojuje sie filtrami produkcje wit D a potem ja suplementuje , jakas glopota jak dla mnie
    z katarem i kaszlem posylam do szkoly , jak nie ma goraczki
    i ciesze sie ogolnie z regionalnego zezwolenia na chodzenie bez czapki ;) zakladamy ponizej zera
    i co ciekawe panny ... nie choruja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą witamina D - ja w okresie jesienno - zimowym suplementuję. Podobno wtedy w naszej szerokości geograficznej nie ma promieniowania UVB, które jest potrzebne do syntezy Wit D, więc nasza skóra jej nie wyprodukuje.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Jeśli mogę coś poradzić jako osoba siedząca zawodowo w zdrowej żywności i suplementach to fajnie jest wrzucić do diety wszystko co ma witaminę C, nawet tą syntetyczną (mimo że pozyskiwaną z kukurydzy i mimo tego, że z Chin, bo w Europie jest tylko jeden producent i ceny ma baaaardzo wysokie) - mowa o tej lewoskrętnej (kwas l-askorbinowy), którym można śmiało w małych dawkach poić dzieci. Warto zaopatrzyć się w olejek z oregano - naturalny antybiotyk nie tylko na kaszel, katar, ale zatkane zatoki (jako środek do inhalacji), zamiennik kropli żołądkowych, czy nawet preparat na kobiece dolegliwości intymne. Witaminę D3 koniecznie, koniecznie. Może i mam trochę wyprany mózg, ale tyle się o tym naczytałam i nasłuchałam, że pomaga zapobiegać chorobom autoimmunologicznym, że sama zaczęłam stosować na łuszczycę. A kiszonki dla witaminy K2 - mocne zęby i kości, czyli naturalnie w prawdziwej kiszonej kapuście :) Jeśli mowa o jelitach to warto wrzucić do diety inulinę, którą przemyca się w wypiekach lub robi "oszukane rafaello, czyli kulki inulinowe z migdałkiem. Oj, mogłabym pisać wiele, ale to takie moim zdaniem najważniejsze odnośnie tematu. Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martyna, a z tą wit. c, to nie jest przypadkiem tak, że żeby kwas askorbinowy był witaminą, musi być właśnie lewoskrętny? Z tego, co czytałam (ale zaznaczam, że jestem laikiem), cała ta lewoskrętność to zwykłe bicie piany, bo każda witamina c sprzedawana w aptece to właśnie kwas l-askorbinowy.
      O olejku z oregano słyszałam, że cudotwórca, ale nie testowaliśmy.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. na własnym przykładzie przekonałam się jak kolosalne znaczenie dla odporności ma zdrowa dieta, odkąd polepszyłam sposób odżywiania nie pamiętam co to przeziębienie, aczkolwiek nie poprzestaję na tym i staram się by mój styl życia był stopniowo coraz zdrowszy

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczasujemy sie teraz u babci na wsi i ,,lykamy" te wszystkie zdrowotnosci ile sie da :)!!! Jest bieganie po trawie boso, zajadanie ogrodowych smakolykow i lapanie witaminki D. Szkoda, ze tak krotko tu bedziemy. Zosia za tydzien idzie do przedszkola!!! Mama lekko spanikowana :/.

    Wreszcie udalo mi sie do Was wpasc :)!!! Przesympatyczne fotki wrzucilas :)!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korzystajcie z dobroci wsi!
      Będzie dobrze w przedszkolu, trzymam kciuki za Was!

      Usuń
  6. A ja jeszcze dorzucę taką myśl - zastanawiam się czemu Pola zbiera tak mało komentarzy, mimo że tematy, które porusza są takie ważne i jednocześnie inne, takie wbrew kulturze masowej:) I dochodzę do wniosku, gdyby tu był wpis o tym jakie witamy dać dziecku i kurtka z której sieciówki jest cieplejsza ale i trendy, to nagle okazałoby się, że są zainteresowani. Smutne to...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ee nie przesadzaj.sama mowisz, wbrew kulturze masowej, wiec nie ma i masowo komentarzy. ja np czytam cichcem i malo sie odzywam. wole to niz zapewnianie pod kazdym postem, tak tak, masz racje, ament itp.

      Usuń
    2. No ja bym czasem wolała tego amenta;)
      Jak się pisze coś, i wkłada w to pisanie dużo serca, to każdy odzew jest ważny. Nie chodzi o jakieś automatyczne potakiwanie, po prostu reakcję.
      Tutaj jest bardzo akuratny wpis na ten temat: http://rubytimes.pl/pomysl-o-tym/
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. No dobra, przyznaje, cos w tym jest. Ale: masz statystyke bloga wiec widzisz ile ludzi tu zaglada :) Wiem wiem, to nie to samo. Nie prowadze bloga tak naprawde wiec nie wiem jak to jest. A wiec AMENT!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, statystyki to tylko liczby, a komentarz to konkretny człowiek:)
      Dzięki

      Usuń
  8. Że też przegapiłam taki wpis!
    Co ja Ci mogę napisać.. że zgadzam się z każdym słowem?
    Przecież wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się w pełni z naturalnymi metodami, hartowaniem, wzmacnianiem mimo chodem, ale z drugiej strony - żywność obecnie jest tak słabej jakości, że bez dodatków - dobrych suplementów - ciężko zadbać o tę odporność zwłaszcza w sezonie jesiennym i zimowym - gdy warzywa i owoce są i mniej dostępne i słabszej jakości. Po wielu poszukiwaniach znalazłem coś bez cukru o bardzo ciekawym naturalnym składzie, ale dopiero zaczynam podawać (starsza powiedziała, że smakuje jak mocno zagęszczony sok jabłkowy z dodatkami więc jest nadzieja, że łyknie w miarę regularnie ;)) - Klimuszko - probiotyk na odporność - https://klimuszko.pl/produkt/probiotyk-co-na-odpornosc-klimuszko/ - czy ktoś z Was miał z tym do czynienia i może się podzielić długofalowymi efektami?

    OdpowiedzUsuń
  10. Suplementacja na odporność też wydaje się być świetnym wyborem. Poczytajcie o suplemencie diety Thymomed, który wspiera prawidłowe funkcjonowanie układu odpornościowego. Zawiera on cztery aktywne składniki.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!