środa, 27 stycznia 2016

Dlaczego nie jestem minimalistką



Wiele z dotychczasowych moich postów wskazywały na fascynację nurtem minimalizmu.
Faktycznie, minimalistyczne zacięcie towarzyszy mi od dawna. 

Pamiętam, że pierwszy raz uderzyła mnie niepotrzebność nagromadzonych przedmiotów przy wielkiej przeprowadzce, jeszcze z  czasów mieszkania z rodzicami, z mieszkania zagracanego przez lata (wiecie, to ten typ mieszkania mieszkanego przez długie lata, z dwoma pawlaczami i piwnicą, masą przydasiów jeszcze z dawnych lat itd), do domu pod miastem...
Pamiętam też brak sentymentów i skrupułów przy pozbywaniu się zeszytów, notatek i książek po zdaniu matury. Którego potem żałowałam (po cichu).
To było dawno temu, ale chyba od tamtego czasu mam skłonność do niegromadzenia. Dlatego stanowiłam bardzo podatny grunt na trend minimalistyczny, Ostatnie lata, obfitujące w nowe dzieci (i ich gadżety), przeprowadzki i przenosiny całego dobytku, tylko mnie w tej tendencji utwierdzały. Nie warto gromadzić, bo nadmiar przedmiotów przytłacza, przeszkadza, jest męczący i generalnie wstrzymuje flow. Jak pisałam kiedyś, oczyszczenie, odrzucenie zbędności, pozbycie się spamu różnego typu pozwala odkryć to, co ważne. Porządkuje poglądy. Ustawia priorytety. Daje spokój wewnętrzny. Jest jak orzeźwiający prysznic w upalny dzień. Zdecydowanie poprawia jakość życia, podkręca smak, wyostrza kolory.(tu całość)

Ale, jak to zwykle bywa, fajna koncepcja trochę się wykrzywiła.
Minimalizm stał się modny. A jak coś jest modne, to się wypacza. Traktowane powierzchownie, bez zrozumienia i poczucia tematu.

"Filozofia prostoty" przekonuje, że przedmioty zabierają nam cenną energię i czas (bo myślimy o nich, musimy je wybierać, dbać o nie, sprzątać, dokupować do nich dodatki itp). Tymczasem wielką część poradników i popularnych blogów minimalistycznych przeznacza absurdalnie dużo energii na wyrzucanie i organizację, selekcję wstępną i właściwą, zastanawianie się, systemy itd. Czy to nie zabiera cennego czasu i energii? Wiadomo, że jak narosło i chcemy "coś" z tym zrobić, to trzeba to robić z głową, ale czasem dochodzi do zdecydowanego przerostu formy nad treścią.

Minimalizm obecnie bywa traktowany jest jako usprawiedliwienie dla wielkiego wyrzucania, które jest przyczółkiem dla Wielkiego Kupowania. Minimalistycznego Kupowania rzecz jasna.


A minimalistyczne zakupy wiążą się z dość konkretna, jedynie słuszną linią. Teoretycznie nazywa się ona idziemy w jakość a nie w ilość, ale w praktyce często chodzi o jakiś styl i estetykę.
Geometryczne, surowe, często niekobiece i zwyczajnie brzydkie ubrania (pokazywane na stronach internetowych na smutnych chudych modelkach z przylizanymi włosami i pozie pt "nabucałam się, jestem jaka jestem, taka trochę uduchowiona". Czerń i biel, ewentualnie szarość. Żadnych wzorów.
W wnętrzach też biało, czasem trochę pastelowo, metal, beton, czasem jakieś trójkąty i kropki.
Do tego gadżeciarskie plannery i organizery, specjalne naklejki i długopisy.
I cała masa minimalistycznych kubków na kawę, biżuterii, i innych gadżetów.

Poza tym, wielkie wyrzucanie, to wielkie góry śmieci na wysypiskach. (tu fajny tekst na ten temat) Weszliśmy do bogatego świata i mamy problemy bogaczy A problemem bogaczy jest rozstanie się z nadmierną ilością przedmiotów, i szczytem heroizmu jest eufemistyczne pozbywanie się nadmiaru. W praktyce oznacza to masy śmieci.Nie chcemy sie nad tym zastanawiać, bo wystarczająco dużo energii i silnej woli wymagało od nas zastanawianie się nad tym czy ta rzecz przynosi mi szczęście i sam akt pozbywania się rzeczy.
I czujemy się wtedy tacy rozsądni i świadomi. Bo się pozbyliśmy balastu. I tacy silni, bo bez skrupułów wyrzuciliśmy zbędności na śmietnik.

A tymczasem, jest sporo rzeczy, które nam się chwilowo znudziły. Ubrania, których nie nosimy od roku, czy innego przepisowego okresu. Ale są dobrej jakości i wyglądamy w nich obiektywnie ładnie. Książki, do których ostatnio nie zaglądaliśmy, jakieś pamiątki z dzieciństwa, ekwipunek dla pasji ostatnio nie praktykowanej, itd.
Ja osobiście, mam wór takich rzeczy i zaglądam do nich raz na jakiś czas i regularnie jakieś sztuki zyskują drugie (lub kolejne) życie. Wiadomo, ze nie zawsze jest na coś takiego miejsce, że to stwarza pokusę wrzucenia tam wszystkich w sumie nieźle wyglądających rzeczy, ale ja już się przekonałam, ze nie warto być zawsze takim ostatecznym.
Poza tym, mnóstwo rzeczy można naprawić, przerobić.
Można spróbować sprzedać, nawet za niewielkie pieniądze, wtedy jest szansa, że rzecz zyska drugie życie u kogoś, kto autentycznie jej potrzebuje, skoro wydał na nią jakieś pieniądze (chodzi o ten prosty mechanizm, że bardziej cenimy i szanujemy rzeczy, których nie dostajemy za darmo). Albo i oddać za darmo, ale tez jakiejś konkretnej osobie - można umieścić ogłoszenie w internecie, albo w sklepie.

Prawdziwym, choć mniej spektakularnym i nie będącym żadnym rewolucyjnym systemem oczyszczającym naszą życiową przestrzeń sposobem jest rozsądek. Stary, nudny i nieatrakcyjny rozsądek, który pomoże nam zdecydować o kolejnym zakupie, impulsie (do kupowania, wyrzucania czy przeorganizowania). I nasz zwykły gust podpowiadający czy coś jest w zgodzie zanim się na to zdecydujemy. I świadomość. Świadomość tego, że stanowimy tę szczęśliwą część 30% konsumujących 70% zasobów, że jesteśmy bezpieczni i syci i stąd są nasze Wielko - Straszne problemy pt nie mam się w co ubrać i grubo w tym wyglądam. I jeszcze trochę dystansu - do siebie, do świata i tych problemów.

17 komentarzy:

  1. Świetny artykuł. Ja też w pewnym momencie zachłysnęłam się minimalizmem, ale wzięłam sobie z tego nurtu tylko to, co mi pasuje. Resztę odrzuciłam. Dzięki temu mam na życie idealnie skrojoną filozofię, która bardzo ułatwiła mi życie. Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      O to chyba chodzi z różnymi nurtami tego typu, żeby brać z nich to, co faktycznie ułatwia nam życie.

      Usuń
  2. Cudownie napisane! Od pewnego czasu mam podobne przemyślenia, tylko jakoś nie złożyło się, by je ubrać w słowa. Minimalizm robi się świetnym biznesem, wyrzucenie wszystkiego i nagle okazuje się, że trzeba tyle kupić! Cały czas słyszę o oczyszczaniu szaf, pełno znajomych bierze się za te heroiczne (first world problems:) porządki, zamiast czasem zwyczajnie pomyśleć i nie popadać w skrajności!

    OdpowiedzUsuń
  3. Btw, wkrótce będziemy organizować dużą sypialnię dla naszych dzieciaków i w związku z tym również odkryłam że te wszystkie trójkąciki, pastele, monochromy i szaro-miętowe gwiazdki i shevrony zupełnie już się ograły i ogólnie to zaczyna mi działać na nerwy takie przestylizowanie wnętrz. Chciałabym, by było prosto, ale kolorowo, swojsko i przytulnie, bez zadęcia i "designerskości".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mięta totalnie mi się przejadła, przez wiele lat, w pokoju (który dzieliłam z bratem) w tym mieszkaniu z którego się wyprowadzaliśmy z rodzicami, ściany były właśnie miętowe;) To się nazywa wyprzedzać trendy;)

      Bardzo jestem ciekawa pokoju Waszych dzieciaków. My tez chcemy się wziąć za nasz dziecięcy pokój, bo jest jeszcze mocno nieurządzony, ale po kolei.

      A co do podobnych przemyśleń - hehe :D

      Usuń
  4. Tekst o modelkach jest bardzo trafiony. Też zauważyłam, że prezentowane w taki sposób ubrania są bardzo smutne , jak te modelki. Popieram, ze nie wszystko warto wyrzucać, czego się od roku nie nosiło, nie używało, bo akurat jak się wyrzuci, to okazuje się , że tego właśnie potrzebujemy. Przynajmniej ja tak mam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaak, kreowanie supermodnego, a przy tym niewygodnego, małofunkcjonalnego, u-wszystkich-tak-samo-wyglądającego (wszyscy sąsiedzi, jeszcze jakieś 2 m-ce temu, malowali ściany na szaro - tak, tak... nowe osiedle), sztucznego świata, w którym energię zamiast na życie marnuje się na ustawianie tych wszystkich geometrycznych, drucianych, tandetnych figur, a które nie pasują do życia, w którym się normalnie gotuje, wnosi piach pod butami, do dziecięcych zabawek w salonie, ani rozwieszonych po kąpielach ręczników w łazience. Drażniące stylizacje, gdzie każde krzesło przy stole jest z innej parafii i jeszcze bardziej drażniąca mania robienia czegoś z niczego, co wygląda tak tandetnie, że aż oczy bolą i mina sama się wykrzywia, a potem wstawianie poradników - na potęgę się mnożących - na wszelkie dostępne strony. A to przecież dlatego, moim zdaniem, że ostatnio wszyscy kupują mieszkania, bo to przecież lepsze wyjście niż wieczne wynajmowanie (płacisz tyle samo, czasami nawet mniej, co za wynajem, a jak tylko masz zdolność kredytową, to lepsze wyjście, bo zasilasz swój majątek). Osiedla rosną w oczach. Logiczne. No a potem brakuje tych pieniędzy na urządzenie pokoju, dopieszczenie kuchni, a każdy chce mieć już, teraz, zaraz i tworzy się te lampy z kosza na śmieci... Ja dałam sobie 2-3 lata na urządzenie mieszkania. Mieszkam na swoim (częściowo jeszcze banku) niecały rok i do tej pory nie wszędzie mam lampy :) Ekonomiczne żyrandlowe z jedną żarówką okryte papierową kulą z ikei, bo na te "niepapierowe" wciąż zbieram.. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znak naszych czasów, że chcemy mieć wszystko od razu, bez czekania. My też urządzamy się pomału, mieszkamy na swoim od 3 mcy, i jeszcze dłuuuga droga przed nami, ale ma to swój urok:)

      Też nie lubię niepraktycznego dizajnu - prawdziwa sztuka to zaprojektować coś praktycznego i estetycznego...

      Usuń
  6. Świetny tekst! Minimalistyczne podejście jest mi bliskie w różnych obszarach, ale nie dlatego, że to takie trendy obecnie, ale najzwyczajniej w świecie po latach nabywania szmatek i fatałaszków, widzę że to bez sensu było i szlag mnie trafia, że szafy nie mam jak zamknąć, a ubrać się dalej jest problem. Z wieloma rzeczami tak jest. Ale już na przykład filiżanki do kawy, książki, płyty, zdjęcia, albumy mogłabym gromadzić bez końca. Grunt to czerpać z minimalizmu to co dla nas najlepsze i nie stawiać wobec niego okoniem, bo w gruncie rzeczy, to bardzo słuszny nurt jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co to się z moim logowaniem stało ? ;) Pozdrawiam

      Usuń
  7. Sprzątanie, segregowanie, wybieranie, decydowanie, eliminowanie, wyrzucanie... - totalne zaabsorbowanie rzeczami i ściganie się z sobą samym, co by tu jeszcze "uczynić prostszym".

    A życie... gdzieś obok

    OdpowiedzUsuń
  8. Całkowicie się zgadzam, istotą minimalizmu było po prostu nie zawracanie sobie głowy zbędnymi rzeczami. Teraz powstają książki i blogi o wyrzucaniu i pozbywaniu się przedmiotów, to jest jednak tylko rewers tego samego materializmu. Warto ułożyć sobie w głowie hierarchię ważności, w której przedmioty nie będą zajmowały naczelnej pozycji i po prostu nie przywiązywać się do rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądre słowa o tej hierarchii ważności! To właśnie sztuka prostoty:)

      Usuń
  9. Paulina, swietnie podsumowalas ten problem. Do wszelkich takich modnych trendow podchodze z przymrozeniem oka. Lubie swoje rzeczy, co nie znaczy, ze raz na czas jakis nie pozbywam sie tego, czy owego. Lubie kolory, wzory nie wyrzucam ksiazek, a ciuchy z ktorych ,,wyroslam " ;) a sa w dobrym stanie sprzedaje lub przekazuje dalej. Styl minimalistyczny nie jest dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Ty w ogóle nie wyglądasz na osobę goniącą za trendami, masz swój gust i swój rozum:)

      Usuń
  10. Ja tam nigdy nie śledziłam nurtu minimalistycznego ani też nie miałam potrzeby by cokolwiek wiedzieć na ten temat. Odkąd przestałam chodzić po" vide grenier"(z pewnością wiesz,o czym piszę)zrobiło mi się jakby lżej. Mianowicie, bardzo mi nie odpowiadało to, że jestem przywiązana do materialnych rzeczy. Ciągle nabywałam bibeloty, piękne gadżety, wazoniki, porcelanę i inne takie pierdoły za okazyjną cenę a potem te rzeczy po prostu mną zawładnęły, ciężko mi było się z nimi rozstać.
    Pewnego dnia, przy kolejnej przeprowadzce po prostu stwierdziłam że z tym kończę, że ja tego całego balastu w cale do szczęścia nie potrzebuję. Od dobrych paru lat, ciuchy, gadżety, płyty, książki, przekazuję do asocjacji, raczej nic nie wyrzucam, wolę rozdać znajomym i zrobić komuś mały prezent, niż ciągle powtarzać ..."a że szkoda wyrzucać, a bo może się jeszcze kiedyś przydać". Robię to z potrzeby serca niż z powodu jakiś modnych nurtów. I ja też nie jestem minimalistką, ja po prostu nie chcę przywiązywać się do rzeczy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że ufasz instynktowi i idziesz za potrzebą serca:) Z vide grenier (czy ciuchlandami) jest ta dodatkowa pokusa w postaci ceny;)

      Usuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!