wtorek, 8 grudnia 2015

Lasy, bagna, torfowiska


Słoneczna i ciepła pogoda ostatnich dni uruchomiła mi syndrom włóczykija i bardzo się cieszę że ostatnia niedziela zaspokoiła choć trochę moje szwendacze zapędy.

Wybraliśmy się do Poleskiego Parku Narodowego. Godzinkę drogi od domu, trasa jakże znana, chyba wszystkim Lublinianom, przez pojezierze łęczyńsko-włodawskie. Ach te wakacje nad Łukczem, Piasecznem i innym Zagłęboczem, całe dnie spędzane w wodzie, albo na rowerach w pobliskich lasach, a w późniejszych czasach, pierwsze wyjazdy ze znajomymi pod namioty...

Pierwsze pozytywne wrażenie wywarł na nas parking, przy kórym znajduje sie pole wypoczynkowe, z ogromną wiatą, miejscem na ognisko i kijkami na kiełbaski, stołami, drewnianą toaletą (nie śmierdzącą sławojką, tylko normalną toaletą z umywalką nawet)... Wszystko takie dla ludzi, zapraszające do korzystania z pięknej przyrody, poczułam się trochę jak we Francji.

Zapakowaliśmy towarzystwo do przyczepki i ruszyliśmy w las.
Początkowo spacerowaliśmy po zwykłych leśnych, burych w liściach opadniętych ścieżkach, dzieciaki wyległy z karocy i szły same, odkrywając po drodze wielkie mrowiska, fascynujące listki, piaszczysta nawierzchnia i Inne Arcyważne i Arcyciekawe Spowalniacze Tempa.

A potem weszliśmy na szlak, niedawno otwartą ścieżkę edukacyjną, w dużej mierze poprowadzoną drewnianymi kładkami, po bagnistych terenach, prowadzącą do jeziora Moszne, pochłanianego przez ląd. Rzadkie gatunki roślin, kolory płowe, brunatne i fioletowawe, te klimatyczne wyschnięte bagienne trawy, jezioro, mimo swojego smutnego dystroficznego losu migoczące niebiesko w słońcu... Bardzo byliśmy pod wrażeniem. Zresztą, sami zobaczcie.

 

 












Miła wycieczka bardzo. I powrót też miły

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!