czwartek, 16 lipca 2015

wczesnoletnie przyjemności



Podzielę się dzisiaj z Wami przyjemnościami wczesnoletnimi. Początek lata to generalnie jedna wielka przyjemność (no, może poza temperaturami powyżej 35stopni), z zapachami, kolorami, smakami i słońcem, wszystko intensywne na maksa.

Jedzenie:

Ciąg dalszy sezonowości, ach jak ja to uwielbiam.
Początek lata to zdecydowanie
bób - odczarowałam go jakiś czas temu, wcześniej miałam skojarzenie z nieciekawym kartoflowatym fasolo podobnym warzywem. A tu zaskoczenie. Bób jest wspaniały (tutaj kupujemy go w strączkach - i wtedy, taki świeży, ugotowany na parze, jest najlepszy) i zajadaliśmy się nim cały czerwiec. Idealny na prosta sałatkę: pomidory+bób+oliwa z czosnkiem, albo bób z boczkiem, na przekąskę, albo bób z pomidorami i fetą. Wspaniałe są makrony z bobem z Kwestii Smaku, najbardziej lubimy ten, ten i ten.


Pomidory. Zaczęły się już w maju, ale to czerwiec dopełnił je smakiem absolutnie obłędnym, pasującym do wszystkiego, nasza córa piszczy i wyrywa się z wózka, jak zobaczy je na targu. Ostatnio minimum dwa razy w tygodniu jemy caprese, jakoś się nie nudzi.


Czereśnie. Te powodują nie tylko piski pożądania i radości, ale także kłótnie i przepychanki. Ogromne, tak czerwone, że aż czarne, słodkie do granic możliwości, niemożliwie soczyste. Miałam plan raz, czy dwa zrobić clafoutis, ale jakoś nie wyszło...


Odkryte na starówce lody "kwiatowe". Fantastyczny pomysł - płaci się za wielkość porcji i można bez ograniczeń praktycznie dobierać w ramach tej porcji smaki. Idealna opcja dla mnie, która zawsze mam problem z ograniczeniem się do dwóch smaków (więcej gałek nie jestem w stanie zjeść).


Filmy/seriale

Czerwiec był miesiącem wybitnie serialowym. Skończył się Mad Man, którego uwielbiałam oglądać, dla samej przyjemności oglądania, dla historii Stanów podanej przy okazji, dla kulis reklamy, dla postaci, z którymi zżyłam się tak bardzo, że dzień po obejrzeniu ostatniego odcinka jakoś się snułam w poczuciu nostalgii, jakbym żegnała miłych przyjaciół...

Obejrzeliśmy tez najnowszy sezon Gry o Tron. Dla mnie sezon szczególny o tyle, że tej książki juz nie przeczytałam, nie wiedziałam więc paru (dramatycznych, jak to zazwyczaj w GOT) wydarzeń zupełnie się nie spodziewałam. O ile pierwsze odcinki jakoś nie porwały i miałam poczucie oglądania trochę z obowiązku, niektóre sceny rozczarowały i wydały się jakieś niedorzeczne, to w pewnym momencie historia porwała, wciągnęła i zmiętoliła. Jak zawsze. Czekam tylko aż HBO weźmie się za Wiedźmina. Bardzo czekam.

Dopiero ostatnio, po serialowym szale obejrzeliśmy parę fajnych filmów.

Wiek Adaline. Przyjemna historia, opowiedziana w ładny sposób (czasem może trochę zbyt przewidywalny), trochę bajka, ale dobrze się oglądało.

Kopciuszek. Tak, jest coraz lepiej:) Ale rola Cate Blanchett mnie przekonała. I Helena Bonham Carter. I Stellan Skarsgard. Niby disnejowska bajka, a obejrzałam z prawdziwą przyjemnością. Tu dobra recenzja.

Książki

Venila Kostis zainspirowała mnie do przeczytania książek nominowanych do nagrody Nike. Trochę walczyłam ze sobą, bo to ostatnie chwile we Francji, gdy mogę korzystać z zasobów tutejszej biblioteki, ale uznałam, że ostatecznie, w Polsce też mogę czytać francuskie książki.

Zaczęłam od Matki Makryny Jacka Dehnela. Kompletnie nie wiedziałam, o czym jest ta książka, ale po książki tego autora sięgam już w ciemno. Nie wiedziałam kim była Makryna Mieczysławska, nie znałam jej historii i do końca nie wiedziałam, na ile była ona prawdziwa. (Lubię w ten sposób podchodzić i do książek i do filmów, bez żadnych oczekiwań, bez własnej koncepcji).
w pewnym momencie trochę "na mijaka" zaczęłam czytać fragmenty o rzekomych torturach, w końcu ileż można. Szalenie mi się za to podobało poprowadzeni historii Julki - jej rozmyślań, rozterek i wątpliwości. No i ta przebogata polszczyzna. I historia polskiej emigracji w tle. I ta niepewność dotycząca tego, jak było naprawdę. Bardzo polecam.

Potem był Stasiuk. I stasiukowy "Wschód". To wybitnie nie podróżnicza książka o podróżowaniu. Bardzo często w czasie. I we własnej głowie, własnych przekonaniach i wspomnieniach autora. Książka gadana, nostalgiczna. Jeśli podejdzie się do niej z odpowiednim nastawieniem (że to Stasiuk a nie Cejrowski czy Michniewicz), to bardzo dobrze się czyta. Ale nie za szybko.

I "Zawód bloger" Joanny Glogazy. Książka która dała mi trochę do myślenia  kierunku, w jakim chcę rozwijać bloga.

Muzyka

W ostatnim czasie nic nowego nie odkryliśmy, ale mogę stwierdzić, że nasze weekendowe śniadania zdominował Sting (głównie za sprawą jego największego fana naszym domu, czyli trzyletniego synka). Moje popołudniowe happy hours - Cannonball Adderley i jego Bossa Nova i Stacey Kent. A wieczory Bonobo na zmianę z Boards of Canada.

Wspomnę jeszcze o (nietypowych dla nas ostatnio) doświadczeniach muzyki na żywo. O festiwalach muzycznych z dziećmi więcej pisałam tu.

Inspiracje mieszkaniowe.

Wspomniałam już, że niedługo wracamy do Polski. W związku z tym już rozpoczęliśmy szukania odpowiedniego lokum. Ostatnie tygodnie to było prawdziwe szaleństwo. Oglądanie (wirtualne) setek mieszkań i godziny na blogach wnętrzarskich i Pintereście... Trochę odpuściłam już, bo w sumie żadnej ostatecznej decyzji teraz nie podejmiemy, ale na różne pomysły wnętrzarskie chętnie zerkam. Może możecie coś polecić?

Goście z Polski

Niby niedługo wracamy, ale i tak miło jest gościć tu starych przyjaciół i rodzinę.
Dopiero takie wizyty uświadamiają, jak bardzo tęsknimy za bliskimi i jak trudno znaleźć tu faktycznie serdecznych przyjaciół i naprawdę się do kogoś zbliżyć.



Rzeka. A nawet rzeki.

To cudowna rzecz tutaj w Lyonie. Mają aż dwie rzeki, które nie tylko fajnie dzielą miasto, to jeszcze są wspaniale zagospodarowane. Idealne na orzeźwiający spacer, na mały relaks na kocu, na wieczorne spotkanie ze znajomymi. Przy brzegu Rodanu są barki z knajpami, poza tym ścieżki rowerowe i spacerowe, place zabaw, trochę trawy, drewniane leżaki i ławeczki, instalacje artystyczne... Świetna sprawa!

Letnie wypady. Nad jezioro, pod miasto, w góry.

Zapach lip. Uwielbiam. Jeden z moich ulubionych, przywołujących najlepsze skojarzenia, intensywny i słodki. Esencja lata.


Jakie są Wasze największe przyjemności latem?




7 komentarzy:

  1. Z bobu polecam jeszcze robić kopytka. Pychota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, kopytek z bobu nie próbowałam nigdy!

      Usuń
  2. Urzekło mnie zdjęcie umazanego w owockach Twojego synka, przeurocze :) I jeszcze szkraby siedziące w rzece, jak mnie to wszystko rozczula, bo od razu przypominam sobie jak my spędzamy czas. Do kulinariów dodałabym jeszcze maliny- prosto z krzaczka i sorbety albo arbuza... mniam. Na filmy nie mam czasu, całe dnie spędzamy w ogrodzie albo wyjazdowo, a ksiązki w pośpiechu czytane, dlatego teraz lekkie i przyjemne, kobiece przerabiam. I lipy, tak zapach wyczuwam na kilometr ;) ale nie mam w ogrodzie, chyba to zmienię :) Niestety nie jestem zbyt dobra w urządzaniu wnętrz, wolę sielsko-dworski klimat ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na maliny czekamy mocno na powrót do Polski, tu jakoś nie za bardzo :)

      Usuń
  3. Cudownie było zadać sobie to pytanie, bo dzięki temu pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Noc, mąż śpi, dzieci śpią, a ja otworzyłam okno na oścież i wsłuchałam się w te swoje przyjemności lata. I mam ich cały wagon, okazuje się. Zapach lip (wychowałam się na wsi, gdzie szpaler lip bezwstydnie zaglądał mi w okna domu). Rechotanie żab nocne (nie tylko lipy, ale i rzekę dostałam od losu). Świerszcze w dzikim trawiszczu (w czasach szkolnych polegiwałam na kocu w sadzie i, ukryta w zielsku nie znającym instytucji kosiarki - czytałam sobie lub nie). Piwonie - czochrate, mięsiste piękno (w maturalnej klasie stawiałam je na stoliku nocnym, żeby ich zapach mnie budził). Od jakiegoś czasu uwielbiam wręcz jaśmin, a w połączeniu z piwoniami w wazonie to jakieś szaleństwo! Polka dziadek - rok temu ochrzciliśmy ją naszą "wakacyjną melodią" i staramy się codziennie odtańczyć z dziećmi (córeczka 4 lata i synek 2 latka) punkt 9 rano wesoły taniec (udało się zaszczepić w Młodzieży radość z jej nut). I oczywiście cała słodycz smaków lata - nawet jak wytrawna, to i tak słodka - pomidory, czereśnie, jabłka lipcowe (m.in. papierówki, które niebywale smakują pieczone nad ogniskiem), bób (o, tak!), oliwa z oliwek, drożdżowe z owocami (tęskniłam za tym smakiem od lat i okazuje się, że żeby wyszło idealne, musiałam skończyć 30-stkę i urodzić 2 dzieci ;), halloumi z grilla - z żurawiną lub roztartą miętą. Wieczorny spacer z Mężem,"za" lub "pod" rękę, w ciepły wieczór (ach, jak za tym tęsknię!). Las. Niebo burzowe w zestawieniu ze słońcem późnopopołudniowym. Zapach ziemi po letnim deszczu. Nagie, gładkie ciałka dzieci, wysmagane słońcem. Filmy - nie wyrabiamy ostatnio, niestety. Książki - nie wyrabiamy ostatnio, niestety (i bardzo żal!).
    Pozdrawiam wakacyjnie! Bardzo przyjemnie tu gościć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dziękuję za ten przepiękny komentarz i tyle cudownych przyjemności!

      Usuń
  4. Pomidory (zwłaszcza te soczyste, malinowe), smażona cukinia, czereśnie, wiśnie, agrest, lody włoskie (ech!!! każde prawie). Wypady nad wodę i w góry :). Długie wieczory i... koncert świerszczy :).
    P.S. Paulina dziel się z nami ma blogu swoimi inspiracjami mieszkaniowymi. Ja od roku mieszkam na ,,swoim" i nie jestem w stanie zrobić nic z tym miejscem!!! Może mnie natchniesz :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!