poniedziałek, 11 maja 2015

moda kury domowej


Tak się złożyło, że moja potrzeba budowania rozsądnej, dobrej jakościowo i "mojej estetycznie" garderoby zbiegła się z macierzyństwem.

Co sprawiło, że na wizję tego, jak chciałabym wyglądać, duży wpływ ma moje nieletnie towarzystwo. A rozważania, jak się ubierać po domu zdominowała wygoda. I praktyczność.

Dlatego chociaż uwielbiam rozpuszczone włosy i mój jasny trencz, to obydwie opcje na co dzień po prostu się nie sprawdzają. Lubię też obcasy, ale teraz noszę je tak rzadko, że gdy już je założę czuję się w nich taka wystrojona.
Jeszcze niedawno, gdy podstawowym posiłkiem córy było moje mleko, jednym z podstawowych czynników decydujących o wyborze bluzek i sukienek była kwestia możliwości dyskretnego i wygodnego karmienia piersią - czyli duży dekolt, albo guziki, fason koszulowy, albo kopertowy. Z żalem patrzyłam na golfy (choć nigdy ich nie lubiłam), sukienki zapinane na plecach, obcisłe bluzki bezdekoltowe.

Zgodnie z zasadą "mniej ale lepiej", staram się kupować mniej ale są to ubrania dobrej jakości, które pasują do siebie (i do mnie! To niby oczywiste, ale dopiero niedawno zaczęłam tę zasadę stosować przy zakupach) i w których dobrze się czuję. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że nawet najlepszej jakości t-shirt, kaszmirowy sweter, czy sukienka made in Poland z trudem zniosą ustawiczny kontakt z małymi brudnymi łapkami, szarpanie i rozciąganie dekoltu, smarki i plamy jedzeniowe. Słowem, nie sprawdzą się jako ubrania "po domu"

Gdy po raz kolejny trzeba zmienić bluzkę, bo dziecię o umazanej burakowo buzi raczyło się przytulić mocno-mocno do mojego ramienia, mam ochotę olać ten cały wygląd, i dnie spędzać w dresach w kolorze umownym.
Ale zaraz przed oczami staje mi teściowa, całe życie zajmująca się domem w pełnym makijażu i złotej biżuterii. A poza tym - dla kogo mam ładnie wyglądać, jeśli nie dla siebie i męża?
I nie wiem, może rozwiązaniem była by podomka / fartuch narzucana na moje kaszmiry i bawełnę egipską i zrzucana gdy tylko bachorstwo pójdzie spać, albo gdy już uda nam się wyjść na spacer?

Nie lubię przeczekiwania i nie chcę trwać w poplamionych dresach do momentu gdy dzieci podrosną i nabiorą manier i ogłady, dlatego, jak oryginalnie, wybrałam złoty środek. Czyli na co dzień moje domowe ubrania charakteryzuje... nazwijmy to estetyczna wygoda.

Płaskie buty (w zależności od pogody, trampki, botki za kostkę, espadryle lub sandały)
Na górę koszula lub t-shirt. A ponieważ nie mam finansowych możliwości na poddawanie próbom tych podobno najlepszych, na ogół kupuję w bardzo przyzwoitym jakościowo i korzystnym cenowo (gdy są promocje) GAPie. Fajną opcją też są second handy, ale we Francji to raczej vintage shopy, w których raczej nie  ma mowy o ciuchach na kilogramy.

Na dół przeważnie wysłużone jeansy, albo chinosy. Szorty. Czasem wygodna rozszerzana spódnica.
Albo prosta dzianinowa sukienka.

Włosy upinam w kok, albo zaplatam w warkocz. 

W weekendy, na wspólnych spacerach  dalej jest wygoda, ale trochę bardziej estetyczna. Wyciągam trencz i włosy rozpuszczam. Zakładam ładniejsze sukienki. Czasem dodaję koronkowe rajstopy. Zakładam kolczyki, coś na szyję.

Dzisiejsze zdjęcia to właśnie kura domowa na co dzień. Rozczochrana, z rozmazanym makijażem (nie ma go i tak za dużo - krem bb i kredka na oczy, czasami tusz), z tylko raz zmienioną koszulką, w którą wytarto łapkę poszparagową, leniwie łapiąca popołudniowe słońce na ławce przed domem (gdy tylko nie babrze się z dziećmi w pyle, nie poprawia czapeczek, butów i spodenek, nie biega za piłką, nie wyciera glutów/rąk/buź.)
I jedno, dla kontrastu, weekendowe.








14 komentarzy:

  1. Jejku, jaka Ty jesteś już opalona!:)
    Świetny masz styl: naturalny, wygodny i sexy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest, efekt uboczny codziennych spacerków;)
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Pięknie wyglądasz w obu wersjach. Naprawdę! Ta codzienna również super. W ogóle to ja lubię taki zadbany, ale nie wystrojony look. Nonszalancki nieco. Właśnie taki Twój.
    P.S. Łapki poszparagowe - u nas to samo, wszak sezon szpajagowy trwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpajagi rządzą:D
      Dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń
  3. Ty zawsze wyglądasz pięknie, już to kiedyś pisałam. Jest w Tobie tyle lekkości i naturalności, a do tego najlepszego miksu- kobiecości, ale połączonej z dziewczęcością :) raz na jakiś czas przeglądam Twoje stare wpisy i podziwiam oraz się inspiruję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja lubię taki dzieciowy styl, wygodny i swobodny, niestety nadal nie jestem w stanie uchronić się od wszedobylskich rączek :) Pięknie wyglądasz bez względu na dzień tygodnia :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest dziewczęco , jest i elegancko. Obie wersje na wielki plus :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Choć to wbrew rozsądkowi, lubię się stroić, jednak najczęściej robię to w weekendy, jak Mis ma dla nas czas i możemy iść razem na długi spacer :)
    W chwili obecnej robię sobie miesiąc odpoczynku, od wszelakiej mody, makijażów itp. Siedzę z dziewczynkami na wsi, męża brak, grzebiemy się w piaskownicy od rana do wieczora, więc nie chce mi się malować, a za codzienny mundurek służą mi podarte dżinsy, koszulka i wygodne buty :D!!! Haha... żeby mi to tylko w krew nie weszło, bo rozwód murowany ;P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pieknaś w tej codzienności :) znam znam potem i tak trampki i wygoda żeby biegać po trawnikach i tak w kółko . Ja pracuje 2 razy w tygodniu to wtedy ubieram sie po dorosłemu . Ale ze szpilek coraz bardziej wyrastam

    OdpowiedzUsuń
  8. Cobyś nie założyła to zawsze wyglądasz jak milion dolców. Uwielbiam Twój niewymuszony, a jednak elegancki look :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo dziękuję Wam za miłe słowa!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ładnemu we wszystkim ładnie! :D także w twoim przypadku myślę, że nawet poplamione dresy nie zepsułyby sprawy ;) ale jeśli nie czujesz się w nich dobrze, noś to co uważasz za słuszne.

    Uwielbiam Twoje rozwichrzone włosy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Po prostu mama z klasą :) Bardzo ładnie wyglądasz. Nie znoszę, kiedy ktoś do 3. roku życia chodzi w zarzyganej koszulce i za...ranych dziecięcą kupą dresach, "bo dziecko". Zwłaszcza, że często tak kobietom zostaje, bo potem drugie dziecko, trzecie dziecko. Ech!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!