poniedziałek, 26 stycznia 2015

in a new euphony


 Ostatnio zdałam sobie sprawę, że mimo deklarowanego rozkoszowania się teraźniejszością i zachwytu codziennością, często jest tak, że codzienność mnie nudzi a od teraźniejszości uciekam.
Nic nadzwyczajnego w sumie. Chwile nie angażujące umysłu, wykorzystane są przez umysł na swobodne wędrówki... I tak, śpiewając kołysanki, czytając książeczki (znane na pamięć), zmywając, itd odpływam myślami daleko bardzo, planuję, gdybam, marzę. Ale ostatnio moje myśli zbłądziły właśnie w kierunku tego błądzenia, i tego, dlaczego błądzę (we need to go deeper...).
Pomyślałam sobie, że czasami chyba jestem jak ktoś, kto jedząc czekoladę fantazjuje o bezach...  Czas z dziećmi, jedyny taki czas, który tak szybko przemija, przeczekuję, z hasłem "byle do wieczora" i "byle do weekendu". Uciekam od tych dzieci, przysiadam przy komputerze przy każdej okazji, żeby się pogapić bezmyślnie na ładne zdjęcia, albo poczytać mniej lub bardziej wartościowe teksty. I w ten sposób ani nie jestem z dziećmi, ani nie robię nic konstruktywnego, a do tego takie przeczekiwanie jest potwornie męczące.

A dzieci rosną, zmieniają się, z każdym dniem bliżej do 18...

I wiem, że będę za tą "błogą domowością" tęsknić, i za tym czasem maleńkości dziecięcej, za pierwszymi krokami, pierwszymi słowami, za tą nieporadnością dziecięcą, za dziecięcą pomysłowością i zachwytem dziecięcym, za pulchnymi stópkami, za spojrzeniem pełnym ufności i totalnej wiary w moją absolutną wszechmoc.

Dlatego pomyślałam, żeby bardziej się angażować w to, co robię. Próbować autentycznie przeżywać każdą chwilę.
Nie zamierzam codziennie kontemplować struktury piany podczas mycia naczyń, nie ma siły, żebym zaangażowała się emocjonalnie w perypetie Elmera, nie będę się zachwycać zasyfioną podłogą wokół fotelika jedzeniowego.
Ale jednak postaram się zamienić byledowieczoryzm na autentyczne bycie tu i teraz, na smakowanie, doświadczanie, przeżywanie totalne.

13 komentarzy:

  1. Przepiękna nazwa bloga. Cały ten minimalizm idealnie do niej pasuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz Pola, to o czym piszesz jest mi bardzo bliskie. Często mam wyrzuty sumienia, że ogarniam wieści ze świata na smartfonie zamiast skoncentrować się zwyczajnie i niezwyczajnie na tym co robią moje dzieci, popatrzeć na nich świeżym spojrzeniem, zachwycić się tym jacy są wyjątkowi. To jest jedna strona medalu. A druga jest taka, że jestem zmęczona tym domem i rutyną, i potrzebuję czasem nakarmić wewnętrznego geek'a porcją wieści ze świata, czy kawałkiem ksiażki. Walczą ze sobą te dwie postawy - tak się złożyło, że Ty dziś opisałaś jedną.. a ja drugą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha:D
      Tylko, że te dwie postawy niekoniecznie muszą się wykluczać! Absolutnie nie optuję za rezygnowaniem z książek czy interesowania się światem wewnętrznym.
      Chodzi mi o to, że jak już z nimi jestem, to chcę faktycznie być z nimi, a nie wiecznie myślami gdzie indziej. Koncentrować się na tym co robię, być faktycznie obecna.
      Książki w moim przypadku raczej wieczorem, albo po południu, jak ich zagonię do spania.
      Wydaje mi się też, że można wypracować sobie chwile dla siebie z dzieciakami, że można je nauczyć, że mają się chwilę zająć sobą, bo mama musi coś sprawdzić na komputerze/wypić kawę/umyć włosy. Wiadomo, im młodsze, tym trudniej, ale próbować można:)

      Usuń
    2. Oczywiście że te postawy nie muszą się wykluczać, całkowicie się zgadzam, bo jednego dnia góruje jedna z nich, innego ta druga. I masz rację, chwile trzeba sobie wypracowywać. Coraz częściej dzieciaki coś robią razem i ja nie jestem im wtedy potrzebna więc mogę zerknąć na książkę lub kompa. Inna sprawa że po chwili dom wygląda jak po przejściu huraganu, ale co tam :) ważne, że ta wolna chwila jest :)))
      Słodkie zdjecie, btw. Weszłam ponownie żeby jeszcze na nie popatrzeć. Moi są bardzo podobni - kolor włosów też taki jasno - nieokreślony, różnica wieku niemal ta sama.. :) Naprawdę, te podobne macierzyńskie doświadczenia zbliżają :)

      Usuń
  3. I nie tylko matki mają taki stan, bo czasami zdaję sobie sobie sprawę, że nie jestem 100% w danej sytuacji. Myśli moje są gdzieś daleko i tylko ciało pozostaje w równowadze. No, cóż trzeba poćwiczyć koncentrację.
    Powodzenia w realizacji bycia tu i teraz:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem dopada nas mamy właśnie takie zmęczenie, które kaze uciekać od teraźniejszości, szukając szczęscia gdzieś tam daleko. Ale potem zdajemy sobie sprawę, że własnie coś przegapiłyśmy i dobrze jak szybki refleks każe nam jednak zwrócić uwagę, że nie ma znaczenia co będzie skoro jest tu i teraz, i to własnie jest piękne :) Zauważasz tyle ważnych spraw dookoła, jesteś niezwykle wrażliwa i wiesz, że trzeba nazwyczajniej w świecie wypośrodkować :) Pięknie napisałaś :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieci jeszcze nie mam, bo to nie czas i pora, ale doskonale rozumiem. Brakuje przeżywania teraźniejszości i choć podobnie, w życiu nie potrafiłabym zaangażować się emocjonalnie w mycie naczyń to chciałabym czerpać więcej radości z takiego zwykłego "tu i teraz"...

    OdpowiedzUsuń
  6. Pola, chyba wiele matek tak ma. Ja na pewno!!! Codzienność z dzieciakami jest strasznie mecząca i wieczorem marzę tylko, żeby wreszcie zasnęły, a gdy to nastąpi napatrzeć się nie mogę na te śliczne aniołki i zaczynają gryźć wyrzuty sumienia, że mogłam okazać więcej cierpliwości. Olać wybryki Zosi i humory Hanki!!! Jestem strasznie zmęczona, ale kiedyś będę wspominać ten czas z nostalgią :)
    P.S. Marzeniami błądzę po świecie całym :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie przeczytać, że nie ja sama mam takie myśli - moje wyrzuty sumienia troszkę sie uspokoiły ;) W pracy (teraz właśnie) nie mogę się doczekać kiedy je zobacze, przytule i razem zrobimy coś fajnego ... w domu tak do 18 mam jeszcze siły i chęci a później róznie już bywa .... idą spać a ja? ... no właśnie oddzywają się moje wyrzuty sumienia i .... wraca postanowienie "jutro całe popołudnie dla nich". I coraz częściej tak bywa .... nie zapomniałam jednak też o sobie :) Uwielbiam czytać i tak sobie powiedziałam, że zacznę od 2 książek na miesiąc. Mało? Ale to tak na początek. Wiem, że kiedyś za tymi wspólnym chwilami będę tęsknić ... w sumie już tęsknię za czasem kiedy były maluszkami....

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasami wystarczy uświadomić sobie pewne rzeczy i przywołać się do porządku. a ten wpis jak się wydaję do tego właśnie prowadzi :)

    OdpowiedzUsuń
  9. dziękuję Wam za komentarze:)
    No właśnie, takie uciekanie często wynika z rutyny, i z najzwyklejszego w świecie zmęczenia...

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie ugryzłaś temat. Tkwie tak samo jak ty w macierzynskich rozterkach. Zgubilam gdzies wewnętrzną radosć w prostym byciu z moimi dziećmi, a powodem jest wlasnie owo fizyczne zmeczęnie. Zarywanie nocek z ksiazka , by uszczknąć dla siebie ze świata tylko je poteguje. Pozostaje szukanie zlotego środka:)
    Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta rutyna, codzienność i totalne zmęczenie mocno daje w kość. A wieczorem robiąc rachunek sumienia uginam się pod ciężarem błędów wychowawczych. Wydaje mi się, że na macierzyństwo składa się tyle zmartwień o dobro naszej rodziny, że czasem zapominamy co jest najważniejsze czyli ta dziecięca radość z najmniejszych rzeczy. Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!