czwartek, 17 lipca 2014

unordinary ordinariness




To miał być post o świętach narodowych we Francji. Z okazji 14 lipca.
Ale chyba nie ma o czym pisać. Wybraliśmy się specjalnie do centrum zobaczyć jak Francuzi obchodzą rocznicę zburzenia bastylii, ale wygląda na to że nie obchodzą. Poza flagami na autobusach (które kojarzą się raczej ze strajkami, czyli francuskim sportem narodowym), nie było żadnych oznak świętowania czegokolwiek. Chyba, że wybraliśmy się w nieodpowiednie miejsce i o nieodpowiedniej porze. 

Miło się w każdym razie przespacerowaliśmy, po starym mieście, odkrywając kolejne piękne zakątki, zjedliśmy najlepsze w tej części miasta naleśniki (część dostało się wróblom. urocze stworzenia). 

Takie zwykłe rodzinne  spacerki mają zdecydowanie wielką moc i działanie terapeutyczne po trudnym tygodniu (gdy generalnie ze wszystkim było pod górkę, dzieci zmieniły imiona na Gniewko i Wkruwko, poporzeprowadzkowy bałagan przytłaczał i jakoś nie było pomysłów na zorganizowanie wszystkiego, francuska dbałość o klienta rozkładała na łopatki). Lepiej się zrobiło zdecydowanie.







  


3 komentarze:

  1. Świetna sukienka - niby skromna, ale ten dekolt z tyłu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że atrakcją stał się sam spacer i nie potrzeba żadnego święta. A widoki starego miasta cudne. Tak samo jak Ty :) wyglądasz fantastycznie :) I niech w tym tygodniu imiona dzieci brzmią spokój i sama radość :) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. O. pulposukienkę tu widzę :) Fantastycznie Ci w niej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!