środa, 28 listopada 2012

wieczorowa pora bez telewizora...


Nie mamy telewizora w domu.
Telewizor nam się nie komponuje. Przestrzennie - w sensie przestrzeni domowej i życiowej. Bez telewizora wieczory mają lepszą jakość. Są jakieś. To my wypełniamy czas, a nie stoimy (czy siedzimy) z boku oglądając szklany ekran. (czy tam plazmowy). Decydujemy o tym, jak wieczór, czy popołudnie będzie wyglądać. A do tego nie irytują nas reklamy, poziom programów rozrywkowych,  poziom języka itd.
Nie chodzi tu o jakąś krucjatę przeciwko telewizji. Na pewno czasem pojawiają się programy/filmy na poziomie. Nie jest tak, że nasze wieczory są zawsze ambitnie zaplanowane i wykorzystane co do minuty na pożyteczności. Nie. Wcale niekoniecznie robimy coś konkretnego. Ale bez telewizora zyskujemy mnóstwo czasu na przyjemności.
Można rozmawiać. Dużo.
Można czytać.
Można jeść, smakować, delektować się (a nie pochłaniać bez patrzenia nawet)
Można słuchać muzyki. Albo audiobooka.
Można się położyć na dywanie, zamknąć oczy i pooddychać trochę.

Można rozwiązywać krzyżówki, układać rymowanki albo puzzle.
Pomalować paznokcie. Pić grzańca z cynamonem utartym w moździerzu. Oglądać zdjęcia. Planować podróże. Smyrać się po głowie. Upiec chleb. Robić łańcuch na choinkę albo żurawia origami. Tańczyć.
Grać na gitarze.
Albo w planszówy...Ale o tym następnym razem.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozełkała się jesień łzami dżdżu mętnemi




"I oto nadeszła pora
czerniawa traw zżętych
pozostał za nami
kosmos jesienny"

Poranki niepostrzeżenie zmieniają się w wieczory.
Jest sennie. Szaro i mgliście. Wrony fruną z godnością nad rżyskiem.
Mimo to spacerujemy. Odkrywamy nieoczywiste piękno listopada (jedni muszą się mocno natrudzić przy tym odkrywaniu, dla innych każdy trzęsący się na wietrze listek jest fascynujący i wspaniały).

Wdychamy zimne i wilgotne powietrze, nasycone dymem z kominów.

Wracamy na cudowne domowe wieczory, umilane grzańcem i ciepłą szarlotką.